piątek, 28 marca 2014

26. Marco Reus

Lewandowscy siedzieli na lotnisku czekając na pojawienie się ich przyjaciółki.
- Myślisz, że się zgodzi? - spytała Anna - Może być zła, że jej nie uprzedziliśmy.
- Mam nadzieję, że się zgodzi. W końcu obiecaliśmy to Marco.- westchnął Robert.
W końcu pojawiła się Monika. Młode kobiety bardzo entuzjastycznie przywitały się ze sobą. Obie nie widziały się już od pół roku.
Po przywitaniu z karateczką, Monika przywitała się również z piłkarzem.
- Tak się cieszę, że przyjechałaś. - mówiła uśmiechnięta Ania.
- Obiecałam Wam to, więc jestem.
Para zabrała przyjaciółkę do ich domu. Oboje wiedzieli, że za 4 godziny pojawi się u nich Marco, więc musieli już prosić Monikę o tą "pomoc".
- Monia, mamy prośbę. - zaczął Robert.
- Niedługo pojawi się tu Marco Reus - kontynuowała Anka - Kiedyś okłamał swoją matkę, że ma tu narzeczoną. A jego matka właśnie dzisiaj przyjeżdża aby ją poznać...
- Nie zgadzam się przerwała dziewczyna.
- Moniś, ale ona już jutro wyjedzie. Trochę poudajecie, a potem jakoś Marco sam z tego wybrnie. - zaczął przekonywać ją Robert - Nie musisz robić tego dla niego, tylko dla nas. - uśmiechnął się.
- Przemyślę to. - stwierdziła dziewczyna.


Ania i Monika siedziały w salonie wymieniając się swoimi "przeżyciami" z ostatniego czasu.
Zostawało coraz mniej czasu do pojawienia się Marco, a Monika nadal nie wiedziała co zrobić. Przecież nigdy nie spotkali się osobiście.
- Ja otworzę. - powiedział Lewy słysząc dzwonek do drzwi.
- Zrobisz co chcesz, do niczego Cię nie zmuszamy. - szepnęła Ania.
Chwilę później pojawił się już Marco. Oczywiście Monika wiedziała jak wygląda, ale spotkanie się osobiście to zupełnie coś innego.
Gdy pojawił się w salonie Monika przez kilka sekund nie potrafiła oderwać od Niego wzroku. Nawet nie wiedziała co dokładnie się wokół niej właśnie dzieje. Nie widziała nic poza Nim.  Dopiero w tym momencie podjęła ostateczną decyzję.
- Marco, poznaj moją przyjaciółkę Monikę. - Ania przedstawiła Ją - Monika, oto Marco. - a następnie Jego.
- Miło mi Cię poznać. - przyjaźnie uśmiechnął się Marco.
- Mi Ciebie również.
- Monika podjęłaś decyzję? - spytała Ania.
- Tak. Zgadzam się. - uśmiechnęła się.
- Dziękuję. - Marco spontanicznie przytulił dziewczynę - Będę Ci wdzięczny do końca życia.


Oboje byli już w domu Reus'a i czekali na przyjazd jego matki.
To Monika powinna się bardziej denerwować, a tym czasem to Marco chodził w kółko po domu i mówił... od rzeczy.
- Możesz się uspokoić? - spytała wreszcie Monika.
- Ale co będzie jeśli ona nam nie uwierzy? Znowu wyjdę na kłamce i jeszcze dodatkowo nieudacznika.
- Na nieudacznika to już chyba nie wyjdziesz. Zobacz ile już osiągnąłeś. Będzie dobrze! - próbowała podtrzymać go na duchu Monia.
- A co jeśli będziemy musieli się pocałować?
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę.
- To po prostu to zrobimy. - odpowiedziała niepewnie.
- Jesteś tego pewna. - Marco usiadł obok niej na kanapie.
- Jeśli już zgodziłam Ci się pomóc...
Marco zaczął powoli zbliżać swoją twarz do twarzy dziewczyny. I już po chwili dotknął swymi ustami jej ust i zaczął delikatnie całować dziewczynę. Zdezorientowana Monika chciała odwzajemnić  gest...
- Przepraszam. - odsunął się - Nie wiem co mi się stało.
- Nie musisz przepraszać....


Matka Marco pojawiła się w jego domu punktualnie o 17.  Najpierw przywitała się ze swoim ukochanym synkiem. Następnie chciała już zobaczyć jego "narzeczoną".
Kobieta była wprost zachwycona Moniką.
Marco i Monika uspokoili się widząc, że jego rodzicielka piłkarza nie wykryła "podstępu".
Obydwoje być może tak wczuli się w rolę, że każdy choćby najmniejszy czuły gest zaczął na prawdę sprawiać im przyjemność. Gdyby na miejscu byli obecni Robert i Ania, i nie wiedzieli by, że Polka i Niemiec udają pewnie również uwierzyli by, że coś ich  łączy.
Zanim wszyscy położyli się spać, starsza kobieta chciała porozmawiać jeszcze na osobności z Moniką. Marco udał się już do swojej sypialni.
Rozmowa kobiet nie była bardzo długa.
Matka Reus'a chciała powiedzieć dziewczynie tylko, że "Marco jej szczęściarzem, że znalazł kogoś takiego jak ona".

- I jak? - spytał Marco, gdy Monika weszła do sypialni.
- Chyba dobrze. Jestem prawie pewna, że nam uwierzyła. - uśmiechnęła się Monika.
- Jeszcze raz Ci dziękuję. - Reus ponownie tego dnia przytulił Polkę.
- Nie masz za co. - "To czysta przyjemność" - dopowiedziała sobie w myślach dziewczyna - Ale co Ty robisz? - spytała widząc rozkładającego koc na podłodze Marco.
- Będę tu spał. - oświadczył.
- O nie. Jeśli ktoś tu powinien spać na podłodze to tylko ja. A do tego, co będzie jeśli twoja mama postanowi tu wejść i zobaczy, że nie śpimy razem?
- Jesteś pewna?
- A co mi szkodzi. - zaśmiała się.


Monika powoli zaczynała się budzić. Jej głowa spoczywała na umięśnionym torsie piłkarza, który już nie spał i wpatrywał się w nią jak w obrazek.
- Ojej, przepraszam. - Monika podniosła się do pozycji siedzącej.
- Nic się nie stało. - uśmiechnął się - Tak słodko spałaś. - powiedział a dziewczyna zaczęła się rumienić - I rumienisz też się słodko.
- Możesz przestać? Bo będę czerwona jak burak. - zaśmiała się.
- Mogę wejść? - usłyszeli przez uchylone drzwi.
- Tak. - powiedział Marco, a po chwili w sypialni pojawiła się jego matka - Przepraszam was bardzo. Wiem, że miałam zostać do wieczora ale muszę już jechać.
- Coś się stało? - spytał piłkarz.
- Nic strasznego. - uśmiechnęła się kobieta - Ale muszę wracać.
- Odwieźć Cię?
- Nie trzeba. Taksówka już stoi pod domem. - odparła - Miło było Cię poznać Moniko. Pa Kochani. - powiedziała i wyszła.
Marco odetchnął głęboko.
- To na mnie chyba też już pora. - odezwała się Monika - Pójdę do Lewandowskich.
- Nie zjesz nawet śniadania? - spytał Marco.
- Nie chcę Ci przeszkadzać.
- Moja narzeczona nigdy nie będzie mi przeszkadzać. - zażartował piłkarz.
Monika zdecydowała się jeszcze przez chwilę zostać u Reusa. Jednak chciała jeszcze wrócić do Lewandowskich.
- Zobaczymy się niedługo prawda? - spytał jeszcze Marco.
- Jeśli tylko chcesz. - uśmiechnęła się dziewczyna.
- W takim razie się zobaczymy. - wyszczerzył się.
- To do widzenia. - odwróciła się i chciała wychodzić ale piłkarz spontanicznie przyciągnął ją szybko do siebie i pocałował.
- Do zobaczenia.
_________________________________________________________________

Jest i imagin o Rozczochrańcu xdd
Dla anonimka :D
Mam nadzieję, że się podoba :)


WAŻNE!
Na chwilę zawieszamy przyjmowanie zamówień, by "wyjść na prostą" na innych blogach :D
Wybaczcie :)

niedziela, 16 marca 2014

25. George Shelley



Odkąd umarła babcia spotkam się z moim kuzynem pierwszy raz. A to już rok.
Josh i ja bardzo się rozumiemy. Jesteśmy niemalże tego samego wieku, może nie rocznikowo, ale miesiącami nie brakuje mi dużo. W okresie dzieciństwa byliśmy nierozłączni. Potem się to zmieniło: on zaczął karierę, ja opiekowałam się babcią i projektowałam ciuchy – robię to do teraz.
- Czekam na dworcu z kumplem, a ciebie jeszcze nie ma? – odzywa się przez telefon Josh.
- Cierpliwości… Jestem już niedaleko. – śmieje się do słuchawki.
- Już ja cie za dobrze znam… Pewnie dopiero wyjechałaś…
- A właśnie, że nie! – informuję go. – Jestem już w Londynie. Na miejscu będę za jakieś 5 minut.
- Czekamy tu 5 minut i ani minuty dłużej! – śmieje się Joshua.
- Okej. Do zobaczenia.
Już nie mogłam doczekać się chwili, w której zobaczę tego wariata! Tak bardzo za nim tęskniłam.
*
Wychodzę z metra, rozglądam się za kuzynem.
Po chwili słyszę krzyki : Demi!!!!!
Oglądam się i widzę uradowanego chłopaka zmierzającego w moją stronę.
- Josh!! – podleciałam do niego i wtuliłam się jak małe dziecko. On uniósł mnie lekko nad ziemie.
- Tęskniłem. – śmieje się chłopak.
- A ja niby nie? Odliczałam normalnie minuty. – rozweselam go jeszcze bardziej.
- Jejka… zapomniałem o Georgu. – łapie się za głowę kuzyn.
- Nie martw się, dogoniłem cie. – przewraca oczami przystojny chłopak ze ślicznie ułożonymi włosami.
To był George.
Słucham ich piosenek ze względu na Josha, więc kojarzę ich.
- Ty już pewnie go znasz… - macha ręką. – George, to jest moja najlepsiejsza kuzynka na świecie – Demi. – wyolbrzymia Josh, a ja podaję rękę nowemu znajomemu.
- Miło mi cię w końcu poznać. – dodaje Geo. – Josh ciągle coś o tobie wspomniał… - unosi jedną brew.
- Tak dawno mnie nie widział, że pewnie mu się po nocach śniłam. – żartuję.
- Jeśli tak, to zazdroszczę mu snów. – mówi George a ja się rumienię.
- Czy ty, mój kochany przyjacielu zarywasz do mojej pięknej kuzynki? – marszczy czoło Josh.
- Jeśli nawet to co mi zrobisz?
- Nie wiem, ale jeszcze coś wymyślę, nie obawiaj się.
- Wiesz George, na twoim miejscu bym z nim uważała, jest nieobliczalny. – śmieję się z kuzyna.
- Coś o tym wiem. Ja dzisiaj na przykład myślałem, że leci podłożyć się pod pociąg, ale niestety zmienił kierunek. – posmutniał znajomy, ja zaczęłam się śmiać, a Josh nie wytrzymał i zaczął targać włosy przyjacielowi.
- Ałć!! Przestań! Jak ja będę wyglądał! – drze się George.
- W końcu normalnie. – żartuje kuzyn.
Postanowiłam trochę uspokoić chłopaków, ponieważ  coraz większa grupka ludzi zaczynała na nas spoglądać.

Po długiej drodze do domu ( wszystko przez chłopaków, bo to oni co kawałek gdzieś się zatrzymywali) dotarliśmy do tymczasowego mieszkania chłopaków.
- Chciałem już dzwonić na policję zgłosić zaginięcie. -  powiedział ‘przerażony’ JJ. – Ale Jaymi mnie powstrzymał.
Mimo, że chłopcy wiedzieli kim jestem oraz odwrotnie, z grzeczności Josh przedstawił nas sobie oficjalnie.
Mają ze sobą bardzo wesoło… Po spędzeniu z nimi ponad  3 godzin mogę to stwierdzić .

Za oknami panował już półmrok. Wtem podszedł do mnie George.
- Może miałabyś ochotę na wieczorny spacer? – spytał z uśmiechem.
- Wiesz… nawet chętnie. Będziemy sami, czy Josh też idzie? – zaczęłam się śmiać.
- Planowałem iść bez niego, bo boje się, że z nim nie uda mi się ciebie poderwać. – zachichotał.
Mimo, że wewnątrz poczułam jak wszystko mi mięknie, miałam odwagę na to, by się odezwać. – No dobra, skoro boisz się, że gdy pójdziemy z nim nie poderwiesz mnie, pójdziemy sami. – wyginam śmiało usta.

*
Gdy wróciliśmy ze spaceru Josh zrobił Georgowi ‘małą wojnę’, ale było warto. Dobrze, że mogłam poznać go bliżej, na osobności. Zbliżyliśmy się do siebie w ciągu niecałych 2 godzin. Znaleźliśmy wiele wspólnych tematów, co zdziwiło nas obojga.
U chłopców zostaję jeszcze tydzień.
Coś czuję, że to będzie najlepszy tydzień w moim życiu.  


_________________________________________________


Imagin dla Kamila Zając
Nie wiem, czy o takie coś konkretnie chodziło, ale niestety brakowało mi pomysłu. :/ 
Następnym razem będzie lepiej  ;D 
 
 
 

wtorek, 11 marca 2014

czwartek, 6 marca 2014

24. Maciej Kot

- No nareszcie. - westchnął fotograf widząc trochę spóźnioną asystentkę.
- Dzień dobry. Przepraszam pana bardzo, zapomniałam sprawdzić zmianę rozkładu jazdy i musiałam czekać na kolejny autobus. - tłumaczyła się Antonina.
- Rozumiem - uśmiechnął się mężczyzna - Pomóż mi zanieść sprzęt.
Dziewczyna razem ze swoim przełożonym zanieśli wszystko na szczecińską halę SDS. Mężczyzna jeszcze raz cofnął się do samochodu a Antonina zaczęłam sprawdzać aparaty.


* * *

Jako jedni z pierwszych przy ulicy Wąskiej pojawili się skoczkowie narciarscy.
- Kotek, patrz jaka laska - szturchnął kolegę Kubacki.
- Przypominam Ci, że masz dziewczynę. - odpowiedział Maciej.
- Ale ja się tu o Ciebie troszczę. - zaczął się bronic blondyn.
- Ech... Ale fajna jest. - uśmiechnął się Kot.

* * *

Jeszcze chwilę przed rozpoczęciem meczu Antonina skupiła się na robieniu zdjęć rozgrzewającym się sportowcom. W końcu zaczęła fotografować skoczków narciarskich, którzy tak jak przed swoimi konkursami grali w siatkonogę.
Dziewczyna podeszła całkiem blisko sportowców. Nie koniecznie wyszło jej to na dobre.
Antonina, gdy akurat odsunęła aparat od twarzy oberwała piłką.
- Mój Boże... Przepraszam Cię bardzo. - podbiegł do dziewczyny Maciej Kot. - Nic Ci nie jest?
- Oprócz guza, którego na pewno będę miała - Antonina pomasowała się po obolałym miejscu - To chyba wszystko w porządku. - próbowała się uśmiechnąć.
- Nie jestem pewien czy aby na pewno.
- Na pewno - powiedziała lecz po chwili straciła przytomność i wpadła prosto w ramiona skoczka.
- No Skarbie ja wiedziałem, że na Ciebie laski lecą ale nie myślałem, że tak dosłownie. - zaśmiał się Stoch.
- Bardzo śmieszne. Pomóżcie lepiej.


- Co się dzieje? - spytała lekko oszołomiona dziewczyna.
- Zemdlała pani i dość długo nie odzyskiwała przytomności. Jakieś 10 minut temu została tu pani przewieziona.
- Szef mnie chyba zabije. - westchnęła dziewczyna.
- proszę się nie przejmować. za chwilę wykonamy pani badania i zobaczymy co dalej.
Antoninie wykonano kilka podstawowych badań.
Wieczorem miał pojawić się lekarz  z wynikami.
W pewniej chwili do sali wbiegli skoczkowie narciarscy.
- Co wy tu wszyscy robicie? - spytała zdziwiona.
- Chcieliśmy zobaczyć czy wszystko w porządku. - powiedział Stoch.
- I mój brat czuł się winy. - dopowiedział swoje Kuba Kot.
- Jak widzicie żyje. - uśmiechnęła się Antonina.
- No widzisz Maciuś.
- Widzę widzę. - starszy z braci Kot podszedł do łóżka dziewczyny a reszta skoczków postanowiła po cichu opuścić salę i zostać na korytarzu - Jeszcze raz chciałbym Cię przeprosić.
- Nic się nie stało. - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Jak to nic. Leżysz w szpitalu.
- Równie dobrze mogłam zemdleć z przemęczenia ostatnimi dniami.
- I tak myślę, że to przeze mnie. W ogóle nie wiem jak masz na imię.
- Antonina.
- Bardzo ładne imię. - uśmiechnął się Kot. - Może.. yyy.. Może jak wyjdziesz ze szpitala chciałabyś się spotkać? I tak zostaje jeszcze tutaj parę dni.
- Chętnie.
Maciej zapisał Antoninie swój numer telefonu i oddał jej telefon.
- Do zobaczenia. - nachylił się ucałował jej policzek.


*2 dni później*

Antonina wyszła ze szpitala wczoraj.
Jej omdlenie było głownie wynikiem stresu i nadmiarem obowiązków w ostatnim czasie.
Dziewczyna postanowiła się spotkać z Maciejem Kotem.
Wysłała mu krótką wiadomość.

Cześć tu Antonina. Pamiętasz? 
Może chciałbyś się dzisiaj spotkać?

Długo nie musiała czekać na odpowiedź.

M: Oczywiście, że chce. 
Tylko napisz kiedy i gdzie? 


A: Caffe 22. O 15? 


M: Oczywiście. Będę. 



Gdy dziewczyna doszła na miejsce chłopak już na nią czekał przed kawiarnią z pomarańczową różą w ręku. 
- Hej. - powiedziała dziewczyna
- Cześć. To dla Ciebie.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się - Wchodzimy? 
Maciej wpuścił dziewczynę pierwszą do środka. 
Para spędziła tam ponad godzinę. Rozmawiali na różne tematy poznając się lepiej. 
Po wszystkim Kot odprowadził Antoninę do jej domu.
- Dziękuję za mile spędzony czas. - powiedziała. 
- To ja dziękuję. - uśmiechnął się skoczek - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
- Ja również. Do zobaczenia. - chciała ucałować go w policzek lecz ten sprytnie odwrócił głowę tak, że ich usta się połączyły. 
- Do zobaczenia. - uśmiechnął się Maciek.
________________________________________________________________________
 Wiem, że miało być śmiesznie. Ja to wiem...
Ale w tym momencie nie potrafię nic takiego napisać...
Może chociaż to się spodoba. 


niedziela, 2 marca 2014

23. Luke Brooks



To był bardzo upalny dzień, kilka lat temu. Nie dziwić się, środek lata, Sydney, czego można się spodziewać. Postanowiłam, że trochę pozwiedzam to miasto, bo co mogę innego sama tam robić. W oddali zobaczyłam fontannę opętaną przez kilkadziesiąt ludzi. „Cóż”, stwierdziłam i poszłam w nadziei, że choć na chwilę dostanę się do orzeźwiającej wody, którą mogę się ochłodzić. Podchodząc bliżej zostałam opluskana przez jednego chłopaka, i to nieźle, akurat wygłupiał się z kolegami. Jeden z nich to zauważył, jednak to nie był sprawca zdarzenia.
-Przepraszam, za mojego brata.
Jednak to nie byli koledzy, tylko rodzeństwo. Faktycznie nawet podobni.
 -Nie ma za co. – uśmiecham się.
- Mam na imię Luke. – przedstawił się po krótkim namyśle.
- Ann. Miło mi. – podaje mu dłoń.
- Wcześniej cię tu nie widziałem. – uśmiecha się.
- Aktualnie jestem tu na wakacjach więc to bardzo możliwe. – odpowiadam.
- A to skąd jesteś?
- Z Anglii. Mieszkam w Glasgow.
- No, to trochę jest. – przyznaje. – Może dołączysz do nas?
- Nie, nie chce wam przeszkadzać. Miło było kogoś poznać.  – mrugam okiem, odwracam się i odchodzę.  
- Czekaj! – zatrzymuje mnie. – Ledwo co się poznaliśmy a ty już uciekasz?
- Tak jak wcześniej wspomniałam, nie chce wam przeszkadzać.
- Boisz się moich braci? – śmieje się.
- Może… - żartuje.
- Eh… Szkoda… Ale… mam lepszy pomysł! Zaczekaj tu chwilę. – prosi i odchodzi do rodzeństwa. Po kilku sekundach wraca.
- Jeśli nie masz nic przeciwko zabiorę cię na spacer po okolicy. Będę twoim przewodnikiem. – uśmiecha się.
- Będzie mi bardzo miło.
-No więc chodźmy. – łapię mnie za rękę i odchodzimy.
Przez ten czas zdążyliśmy poznać się bliżej. Miły z niego chłopak i do tego całkiem przystojny. W Sydney został nam jeszcze tydzień, więc może coś z tego wyniknie.   
Luke oprowadził mnie po miejscach, w których do tej pory nie miałam okazji być.
Niestety ten piękny czas zleciał nam wspólnie bardzo szybko.
Nim się obejrzeliśmy na zegarkach była już 10 wieczorem. Jeszcze trochę i rodzice zaczną się niepokoić.
-Przepraszam, ale na mnie już pora. – powiadamiam nowego znajomego.
- Odprowadzę cię, tylko powiedz gdzie mieszkasz.
Powiedziałam mu swój tymczasowy adres. Kilkanaście minut później byliśmy już na miejscu.
- To może jutro spotykamy się w tym samym miejscu? – zaproponował Luke.
- Z wielką przyjemnością. – oznajmiam i żegnamy się.
Odchodzę już do drzwi mieszkania i wtem słyszę wołanie chłopaka.
- Czekaj! – odwracam się, a Luke stoi tuż za mną.
Tego bym się nigdy nie spodziewała, ale on mnie pocałował! Momentalnie w mojej głowie uwolniły się substancje odpowiadające przeżyciom, po zawarciu środków, dzięki którym człowiek czuje się lepiej.
Ja nie musiałam ich brać. Wystarczy mi jeden pocałunek z Lukiem. Czuje, że to nie będzie taka zwykła przyjaźń.
Trwaliśmy tak kilka dobrych sekund.
Uśmiechnął się do mnie.
- Dziękuje, za najlepiej spędzony dzień!
-Nie! To ja dziękuje!  - odwzajemniam uśmiech i daje mu buziaka w policzek.
- Do jutra. – uśmiechnięta otwieram drzwi do mieszkania. Odwracając się zobaczyłam jak Luke potyka się idąc tyłem, aby mi pomachać ręką na pożegnanie.
Zaśmiałam się i zniknęłam za drzwiami.  

- I co było dalej? – spytała moja kuzynka.
- Od tamtej pory już nigdy go nie zobaczyłam. – powiedziałam smutno.
- Ale czemu? Nie przyszedł pod fontannę?
- Nie. To ja nie przyszłam…
-Ale przecież mogliście być razem do dzisiaj!
- Niestety, tego samego wieczoru dowiedziałam się też, że nazajutrz wracamy do domu, babcia wylądowała w szpitalu.
- Przykro mi. – podchodzi do mnie kuzynka i przytula się.  – A nie próbowałaś odnaleźć go na facebooku czy coś?
- Nawet nie wiem jak się nazywa.
- Ja zawsze chciałam pojechać do Australii! Pojedziemy razem i może uda ci się go znaleźć!
- Wątpię.
- Oj no proszę. Spełnisz moje marzenia i zarazem swoje!
- A jakie jest twoje marzenie? – pytam zaciekawiona.
- Żeby zobaczyć ich! – wtedy Maggie pokazuje mi zdjęcie 5 chłopaków.
Nie wiem, czy może wspominając go, ubzdurałam sobie, że jeden chłopak jest podobny do Luke albo po prostu to jest na pewno on!
- Jak on ma na imię? – wskazuje na chłopaka.
- Luke Brooks.
- Maggie! Chyba go znalazłam! – cieszę się jak głupia. 


_______________________________________

 Imagin dla Love Believe

Nie wiem, czy spełniłam Twoje oczekiwania, ale nie miałam innego pomysłu. ;/
Mam nadzieję, że choć trochę się podoba. xD